Posty

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan

Obraz
 * Bagatelki, drobiazgi *  Nie każdy bohater nosi pelerynę, niektórzy noszą marynarkę, kapelusz, białe adidaski. Zamiast laserem z oczu, strzelają uśmiechem, życzliwością mocniejszą niż nić Spidermana. Ich supermocą jest bycie na miejscu zawsze, gdy potrzeba. Jak (super)bohater w "Rysiu miasta" Katarzyny Wasilkowskiej. Był czas, kiedy siedmioletni Ryś miał dziadka. Za czasów Rysia dziadek był już postury mikrej, kroku drobnego. Kurczył się stopniowo; z posady drwala przeszedł na etat stróża, a kiedy odjęto mu także stróżowską budkę, został opiekunem swego wnuka. Mały Ryszard zauważył osobliwą rzecz: jego dziadek nie tylko nad nim sprawował pieczę. Każdego dnia zabierał go na obchód miasta, żeby dyskretnie i niestrudzenie rozdawać to, co nazywał bagatelkami. Bagatelką bywało pozdrowienie, kupienie rurki w podupadającej budce ze słodyczami, wysłuchanie czyjejś historii, przekomarzanki z marynarzami. Dziadek dostrzegał, że psy w mieście nie mają gdzie się wybiegać albo że pewnem

Colorado train Alex Inker

Obraz
Czytałam ten komiks w nocy i z gorączką, nie mogąc zasnąć w chorobie. W sumie idealne warunki dla nostalgicznego horroru. Jeśli ktoś potrzebuje usprawiedliwień dla gatunku, dodam, że jest to horror z porządnie zarysowanym tłem socjologicznym i mroczną nutą historyczną. Dzieje się w małym górniczym mieście u podnóża Gór Skalistych w Kolorado gdzieś w latach 90-tych, ale nie jest to Ameryka, jaką sobie wtedy wyobrażaliśmy. Dla nas w '90 Stany Zjednoczone były światem seriali, filmów, MTV. Nawet ich mrok wydawał się lepszy od naszego, bo u nas nie lądowali kosmici, nie mieszkały potwory. Od nich szła do nas muzyka zarzynana do imentu i to właśnie rytm piosenek z epoki odmierza kolejne rozdziały. Sadzę, że zasadnie będzie powtórzyć je sobie, teksty także (tym bardziej, że kod QR wywoła nam playlistę na spotify).  Miasto z "Colorado train" kończy się nie w wyniku apokalipsy, ale dlatego, że przestały działać kopalnie. Dorośli stracili pracę, dla dzieci nie było perspektyw. Gdz

DETEKTYW WRÓBEL O ZŁAMANE PIÓRO Samojlik / Wajrak

Obraz
Wiosna w mieście! Żywopłoty pełne ptasiego hałasu, niedawno sroka wyfrunęła z naszego ogrodu z patykiem znacznie większym od niej, a sikorka - z kłębuszkiem kociego futra. Dla miejskich obserwatorów przyrody dziecięca Agora ma komiks od Wajraka i Samojlika. Diabelnie ekscytujący, choć co drugi bohater ma w członie nazwy gatunkowej określenie "zwyczajny". Ci panowie współpracują tak idealnie, jakby dzielili jeden umysł. Od lat popularyzują wiedzę o przyrodzie, i  to wiedzę, hmm, nieupartyjnioną. W sytuacji, gdy oficjalna narracja przyrodnicza każe w człowieku widzieć Wielkiego Regulatora, panowie pokazują, jak wielkim szkodnikiem może być człowiek - właśnie regulując, czyszcząc, zasiedlając. Wyzyskując, śmiecąc i zanieczyszczając oczywiście też. Obaj snują opowieści z punktu widzenia zwierząt, czyli z innego niż ludzkie spojrzenia na sprawy, a czasem z samego środka ekosystemu. Dla Agory w takim duchu zrobili już wspólnie genialną serię komiksów, w której (brutalną) prawdę o p

Baśnik Magicznych Ogrodów

Obraz
   Interesują mnie książki, które powstają w ramach projektów i na zlecenie różnych instytucji. Tematyka bywa niszowa, forma śmiała, eksperymentalna, a do tego odbiorca ciekawie nieoczywisty. Ich wady - mikroskopijny nakład i lokalne rozpowszechnienie. Poniższą książkę - przedsięwzięcie komercyjne - z tymi "projektowymi" kilka rzeczy łączy.    "Baśnik Magicznych Ogrodów" to rzecz ściśle lokalna - zamieszczona w środku baśń jest opowiadana w położonym na Lubelszczyźnie parku rozrywki. W zasadzie nie trzeba tam jechać, by ją zrozumieć. Jest to opowieść o trójce czarodziejów: cierpliwym budowniczym Zoranie (zorzy?), nastawionym na konfrontację, zanurzonym w czerń Aragu (ifrycie?) i Tuuli (wietrze?) między nimi. Zorana, budowniczego Magicznego Ogrodu, Tuuli pokochała z wzajemnością. Arag, również pragnący Tuuli a niekochany, nie mógł znieść cudzego szczęścia i rozkwitu nie swojego świata. Bo przecież to on ćwiczył się w byciu zwycięzcą. W baśni stawk

ULRICH HUB cz.1

Obraz
 Pamiętam mój pierwszy kontakt z prozą Ulricha Huba. To było, ho ho, dwanaście lat temu, gdy O ósmej na arce w 2010 roku, trzy lata po niemieckiej premierze, wydało poznańskie Media Rodzina. Wielka przyjemność rozpisana na nieco ponad sześćdziesiąt esencjonalnych stron. I wielkie niedowierzanie: to można tak pisać dla dzieci?! To ktoś w Polsce odważa się wydać apokryficzną opowieść, w której stworzenie bez bojaźni rozważa atrybuty Stworzyciela, z tak cudownie nieprawomyślnym zakończeniem? Rynek książek dla dzieci dopiero się nam rozpędzał. Moim skromnym księgarskim dokonaniem było wówczas wciskanie tej opowieści każdemu, komu mogłam ja polecić. Czy muszę dodawać, że wracali po więcej Huba?  Więcej (bo trzy z czterech wydanych w Niemczech) tekstów Ulricha Huba dostaliśmy, gdy zainteresowały się nim Dwie Siostry**: O ósmej na arce (2007, il. Jorg Muhle, polski przekład Anny Gamroth, 2021), Ostatnia owca (2018, il. Jorg Muhle, przekład Anny Gamroth), Lisy nie kłamią (2012, il. Heike

JUŻ, JUŻ! Katarzyny Wasilkowskiej

Obraz
     Katarzyna Wasilkowska opatrzyła Już, już! wstępem i posłowiem wyjaśniającym, skąd się wzięła powieść - z jej własnego przerażenia prawdziwą historią dziesięciolatki leczonej w szpitalu psychiatrycznym z uzależnienia od gier. Ale książka już w chwili wydania zaczęła funkcjonować w oszałamiającym kontekście: pandemii. Życie skurczyło się do mieszkań, internet stał się oknem na świat. Jak nigdy wcześniej martwimy się o to, jak na dzieci wpłynie izolacja i stałe podpięcie do komputera i smartfona* O Już, już! Katarzyny Wasilkowskiej napisano trafnie . Pisano, co mnie bardzo cieszy, nie tylko w sferze czytelników "profesjonalnych", ale też na serwisach i stronach, na których ponoć toczy się prawdziwe życie czytelników książek** Ode mnie też kilka słów. Czy wypada o tej książce pisać, oglądając ją od strony uznania dla konstrukcji? Sama pytam, więc sama odpowiadam: podwójnie tak.       Po pierwsze dlatego, że od lat widzę książki dla niedorosłych pękające pod naporem treści

PACZŁORKOWCY Jarosława Murawskiego i Mai Wolnej

Obraz
     Kiedy czytałam  Paczłorkowców  przypomniała mi się satyryczna seria  Tata, a Marcin powiedział  sprzed prawie trzydziestu lat. We wczesnych latach dziewięćdziesiątych to był powiew świeżości! Byli tylko dwaj bohaterowie, ojciec i syn. Zwodniczo, wręcz rozkosznie dziecięcy dziewięciolatek swymi pytaniami, wątpliwościami, przenikliwością (czyli de facto ujawnianiem skrytych w głowie młynów nieustannie mielących informacje) wpędzał ojca w popłoch. Dawał radę przegadać ojca w niecałe dziesięć minut. I wiecie co, podejrzewałam, że nie było żadnego Marcina ani ojca Marcina. Że był to tylko pretekst dla syna, by móc wywoływać anarchistyczne treści.       Serial potwierdzał to, co dzieci przeczuwały: że świat nie jest monolitem, dorośli bywają rzetelni i uczciwi, ale też chaotyczni i niespójni. I że one same mają prawo do odpowiedzi na nurtujące pytania. Trzydzieści lat po serialu świat się jeszcze mocniej skomplikował. A co z próbami wyjaśnienia go niedorosłym?       Paczłorkowcy to ks